11 listopada 2019 r. obchodziliśmy 101. rocznicę odzyskania niepodległości. To najważniejsze ze świąt państwowych było i jest, w zasadzie od zawsze, (mam tu oczywiście na myśli czasy po roku 1989) miejscem tarć pomiędzy różnymi grupami światopoglądowymi. Szczególnie jaskrawo jest to widoczne podczas Marszu Niepodległości, który ma miejsce w Warszawie – w tym roku przeszedł on ulicami Warszawy po raz dziesiąty. Łącznie zorganizowano ponad kilkanaście demonstracji i jest to jak najbardziej akceptowalne (mamy w końcu wolność i demokrację). Pozytywne jest także to, że niemal wszystkie te demonstracje i marsze miały wydźwięk niepodległościowy i narodowy. Podobno każdy sposób jest dobry , aby przypomnieć światu, że istnieje taki kraj jak Polska i jest taki naród jak Polacy. Utożsamianie się sporej części maszerujących z konkretną ideologią polityczną i/lub religijną dolewało i dolewa nadal (choć obecnie już w znacznie mniejszym stopniu – głównie za sprawą panującego obecnie „klimatu politycznego”) oliwy do ognia. Nie służy to, rzecz jasna, zakopywaniu topora wojennego i zasypywaniu różnic dzielących społeczeństwo. Wszystkie wspomniane przeze mnie rzeczy są, a przynajmniej powinny być, oczywiste dla każdego mieszkańca naszego kraju. Nie zamierzam się nad nimi rozwodzić, choć oczywiście bardzo boleję nad zaistniałą sytuacją.
Mnie w tym wszystkim bardziej niż różnice ideowe świętujących (i maszerujących) interesują tak naprawdę zupełnie inne kwestie.
1. Dlaczego na forum ogólnopolskim mówi się przede wszystkim o Józefie Piłsudskim oraz (w dużo mniejszym stopniu) o Romanie Dmowskim jako o ojcach niepodległości?
Przecież nie jest to zgodne z prawdą. Nie ma ludzi bez wad, ale gloryfikacja tylko jednej osoby, a usuwanie w cień pozostałych nosi znamiona spisku. Druga Rzeczpospolita ma co najmniej 6 ojców założycieli. Oprócz wspomnianej dwójki byli to: Ignacy Jan Paderewski, Wincenty Witos, Wojciech Korfanty i Ignacy Daszyński. Oczywiście są oni doskonale znani historykom i innym osobom zgłębiającym dzieje naszego państwa. Trudno więc nazwać tę wiedzę tajną czy niedostępną dla mas– wszakże jest ona na wyciągnięcie ręki. A jednak od wielu lat świadomość zbiorowa Polaków okupowana jest głównie przez postać Marszałka.
W związku z tym, czuję się w obowiązku przybliżyć nieco zasługi każdej postaci w odzyskaniu przez nasz kraj niepodległości – oczywiście z wyłączeniem Józefa Piłsudskiego, o którym mam bardzo negatywne zdanie. Oficjalna historiografia wybiela go i wychwala niesłusznie, ponad miarę.
Przedtem jednak ważna uwaga: nie będę streszczał całych życiorysów tych mężów stanu, ale ograniczę się tylko do okresu obejmującego z grubsza lata 1914 – 1921.
Jeśli moje informacje nie zaspokoiły Waszego głodu wiedzy, to spieszę donieść, że dobrym dopełnieniem może być książka „Marzyciele” autorstwa Piotra Legutki, Pawła Nowakowskiego i Sylwestra Szefera. Jest ona pokłosiem popularnego programu o tym samym tytule nadawanego przez TVP Historia i porusza wiele kwestii związanych z szeroko rozumianą niepodległością naszego kraju: od konfederatów barskich do Józefa Piłsudskiego.
A teraz czas na krótką prezentację wspomnianej piątki.
Roman Dmowski (1864 – 1939)
To główny rywal i przeciwnik ideowy Piłsudskiego, przywódca i ideolog Narodowej Demokracji. W przeciwieństwie do Marszałka uważał, że dla Polski większym zagrożeniem są Niemcy, a nie Rosja. Powołał Komitet Narodowy Polski, który został uznany za oficjalną reprezentację dyplomatyczną naszego kraju przez oraz skutecznie zabiegał o utworzenie w 1917 roku Armii Polskiej we Francji. Rok później był delegatem na konferencję pokojową w Paryżu i podpisał tam traktat wersalski w imieniu naszego kraju. Dbał o kształt granic zachodnich i opowiadał się za koncepcją narodową Polski (wschodnia granica powinna obejmować ziemie w większości zamieszkane przez Polaków). W przeciwieństwie do Piłsudskiego, który lansował koncepcję federacyjną. Był głównym twórcą ruchu narodowego, zaś po odzyskaniu niepodległości został przywódcą Narodowej Demokracji. W czasie wojny polsko- bolszewickiej (1919-1921) wchodził w skład Rady Obrony Państwa.
Ignacy Jan Paderewski (1860 – 1941)
Na całym świecie znany był głównie jako znakomity pianista i kompozytor. Postanowił swą sławę i rozpoznawalność wykorzystać dla dobra odradzającej się Ojczyzny. Propagował sprawę polską za granicą, głównie w USA, gdzie często koncertował. Poza tym był przedstawicielem Komitetu Narodowego Polskiego w Stanach Zjednoczonych. Wielu uważa, że to za jego sprawą amerykański prezydent Woodrow Wilson wymienił w swym orędziu punkt o konieczności utworzenia niepodległego państwa polskiego z dostępem do morza. Przybycie Paderewskiego w grudniu 1918 r. do Poznania dało impuls do wybuchu powstania wielkopolskiego. To kolejny oprócz Romana Dmowskiego sygnatariusz traktatu wersalskiego. W II RP był także premierem i ministrem spraw zagranicznych. Zasługi jego dla ogółu są dużo większe – całe swoje życie wypełnił pracą (w znakomitej większości pro publico bono).
Wincenty Witos (1874 – 1945)
Działacz ludowy wspierający ideę Legionów Polskich (a więc walki u boku państw centralnych), zaś z czasem zaczął popierać ideę zbliżenia się z państwami ententy. 4 listopada 1918 r. stanął na czele Polskiej Komisji Likwidacyjnej w Krakowie, która przejęła władzę na terenach byłego zaboru austriackiego. Witos w czasach II RP był kilkukrotnym premierem państwa (między innymi w czasie wojny polsko-bolszewickiej) oraz członkiem Rady Obrony Państwa. Nie wszyscy zdają sobie sprawę z wielkiej roli, jaką odegrał w czasie wojny polsko-bolszewickiej. To właśnie on do spółki z generałem Tadeuszem Rozwadowskim przyczynił się do ostatecznego zwycięstwa naszego kraju w tym konflikcie zbrojnym. Był chłopskim synem i takim pozostał do końca. Jego upór (tak kojarzony z tą warstwą społeczną) służył Polsce na wyboistej drodze do niepodległości.
Wojciech Korfanty (1873 – 1939)
Polityk ten jest najbardziej znany na Śląsku i właśnie z tym regionem kojarzony. Nie bez powodu. W drugim i trzecim powstaniu śląskim był jedną z wiodących postaci. Był jednym z przywódców Chrześcijańskiej Demokracji w Polsce, współpracował z Romanem Dmowskim, walczył z germanizacją na Górnym Śląsku. Uczestniczył też w powstaniu wielkopolskim. Pisano o nim: „właściwy człowiek na właściwym miejscu”.
Ignacy Daszyński (1866 – 1936)
Polityk i działacz socjalistyczny, który wspierał utworzenie Legionów Polskich oraz Polskiej Organizacji Wojskowej. Stał na czele Tymczasowego Rządu Ludowego Republiki Polskiej w Lublinie, który powstał 7 listopada 1918 r. Zasłynął z propozycji śmiałych reform socjalnych, które miały odciągnąć ludność od zwrócenia się w stronę komunizmu. Pełnił funkcję wicepremiera w rządzie Wincentego Witosa. Był nawet wyznaczony do utworzenia rządu koalicyjnego przez Józefa Piłsudskiego, ale ustąpił ze względu na brak akceptacji ze strony ugrupowań prawicowych. Z pewnością był wybijającą się postacią tamtej epoki. Mówiono o nim: szlachcic z Kresów (urodził się w Zbarażu na Podolu). Miał filozofię propaństwowca i wielki zmysł polityczny, który niestety nie został do końca wykorzystany. Położył wielkie zasługi dla budowy parlamentaryzmu w Polsce.
Oczywiście to tylko drobny wycinek biografii i działalności tych ludzi. Pokazuje jednak, że tak różne osobowości mogły działać i zjednoczyć się dla dobra Ojczyzny. Byli oni często ideowymi wrogami i niejednokrotnie później ze sobą walczyli. Ich dalsze losy potoczyły się w różny sposób, jednak nie czas i miejsce teraz na to, by roztrząsać tego typu rzeczy.
Niemniej moje zdziwienie prowadzi mnie do zajęcia się kolejną kwestią, czyli:
2. Dlaczego to właśnie Piłsudski został wybrany na ojca narodu polskiego?
Oczywiście zdaję sobie sprawę, że nie zrobił tego sam – za jego kultem stała bowiem cała machina sanacyjnego państwa. Jednakże co spowodowało, że była to właśnie ta machina? Dlaczego zwyciężyło stronnictwo Marszałka? Przecież równie dobrze mógłby to być Roman Dmowski (wspierany przez bardzo liczny wtedy ruch narodowy) lub Wincenty Witos (mający poparcie polskiej wsi – chłopstwa).
Cóż, Piłsudski od początku postawił na armię, a jak wiadomo nie od dziś, ten, kto ma posłuch i poważanie w wojsku, może z jego poparciem przejąć stery w kraju. Przecież przewrót majowy z 1926 r. to właściwie zbrojny zamach stanu. Wtedy też kult Piłsudskiego został nakazany w sposób oficjalny, a nawet wpisany do konstytucji kwietniowej (1935) – za obrazę Marszałka (szargania jego dobrego imienia) groziły kary więzienia. Jednakże już wcześniej Piłsudski zabiegał o to, by być postrzegany jako męczennik sprawy polskiej i ojciec narodu. Wydatnie pomógł mu w tym czyn legionowy oraz aresztowanie przez Niemców po kryzysie przysięgowym. Jednakże w 1918 r. nie miał jeszcze takiego autorytetu, który pozwoliłby mu sięgnąć po władzę. Zakładał jednak słusznie, że rosnąca nienawiść do Niemców, radykalizacja społeczna spowodowana biedą i uciążliwością okupacji oraz wsparcie Polskiej Organizacji Wojskowej, a także własna legenda legionisty, pomogą mu przejąć władzę. Nie przeliczył się. Co znamienne, takie rozwiązanie popierał nawet Roman Dmowski, który uważał, że oddanie władzy Piłsudskiemu jest mniejszym złem niż pozwolenie na dalsze radykalizowanie się mas polskiego społeczeństwa, które mogło (zdaniem narodowców) zwrócić się ku bolszewizmowi. W tamtym czasie był to jedyny polityk mogący liczyć na szersze poparcie społeczne na ziemiach polskich – liderzy Narodowej Demokracji z Dmowskim na czele przebywali na konferencji w Paryżu. I tym sposobem dnia 10 listopada 1918 r. nielubiana przez polskie społeczeństwo Rada Regencyjna (powstała z inicjatywy niemieckich i austro-węgierskich władz okupacyjnych) przekazała władzę Piłsudskiemu.
Tak oto doszliśmy do kwestii trzeciej:
3. Skoro przekazanie władzy nastąpiło 10 listopada, to dlaczego jako święto niepodległości celebrujemy dzień 11 listopada?
Rada Regencyjna przekazała10 listopada 1918 r. Piłsudskiemu tylko władzę wojskową, a oficjalnie wojsko polskie przecież wtedy nie istniało. Była to więc władza czysto symboliczna. Dopiero 14 listopada, w chwili swego rozwiązania, Rada Regencyjna powierzyła Naczelnikowi pełnię władzy.
W tym czasie było co najmniej kilka innych konkurencyjnych wydarzeń mogących walczyć o miano najważniejszego święta odrodzonego państwa polskiego. 6 sierpnia 1914 r. miał miejsce wymarsz Kompanii Kadrowej (poprzednika Legionów Polskich) i ta data była bliska środowisku piłsudczyków. Środowiska socjalistów i ludowców czciły 6 i 7 listopada 1918 r. , czyli utworzenie Tymczasowego Ludowego Rządu Republiki Polskiej przez Ignacego Daszyńskiego. 11 listopada był zaś początkowo zarezerwowany dla Narodowej Demokracji, gdyż wtedy to nastąpiło zwycięstwo państw ententy nad Niemcami. To właśnie z tym wydarzeniem Dmowski wiązał nadzieję na odbudowę naszej ojczyzny.
Jednakże po zamachu majowym endecja przegrała walkę o niepodległościową symbolikę z piłsudczykami. 11 listopada przestał być utożsamiany z obozem narodowym. Na skutek oszustwa obozu sanacji, 11 listopada 1918 r. miał kojarzyć się z przekazaniem Piłsudskiemu władzy przez Radę Regencyjną. Wtedy to odrodzone państwo polskie miało uzyskać pełną i faktyczną niezależność. Tym samym udało się powiązać odzyskanie niepodległości z bezpośrednią działalnością Józefa Piłsudskiego. Taka interpretacja została odgórnie narzucona przez państwo i była wtłaczana do głów wszystkich uczniów w tamtych czasach. Oprócz szkoły zgodnie współdziałały na tym polu: prasa, wojsko, twórcy literatury oraz sam zainteresowany. Kult państwowy został powiązany z Piłsudskim niejako w kontrze do ruchu nacjonalistycznego, którego przedstawicielem był Dmowski. Wszelkie inne wizje historii (niezgodne z wizją piłsudczyków) były zwalczane przez czynniki państwowe.
Dziś na szczęście nikt nie karze za przedstawianie odmiennej wizji tamtych wydarzeń, z czego skwapliwie skorzystałem, dzieląc się z Wami moją optyką na temat wydarzeń listopadowych sprzed ponad 100 lat.
0 Komentarzy